Partilhar via


wideo czy nie wideo?

Wczoraj wieczorem uczestniczyłem w kolejnym spotkaniu z cyklu BarCamp7.1, tym razem poświęconemu tematyce wideo w Internecie. Moja sesja technologiczna odstawała nieco od biznesowo-marketingowej konwencji, co z mojej perspektywy było miłym, poszerzającym horyzonty doświadczeniem. Pierwszym zaskoczeniem była kategoryczna próba zdystansowania się od swojego dziedzictwa – czyli ogólnie rozumianego przemysłu filmowo-telewizyjnego. “Niektórzy próbują przenosić telewizję na ekran monitora, ale mnie to nie interesuje” – tak można podsumować opinie części prelegentów. Tymczasem chciałbym (przyglądając się od dłuższego czasu różnego typu pomysłom na wideo) zobaczyć wreszcie nowatorski, niebanalny pomysł, który ZAROBI na siebie. Rozumiem inwestycje, które ponoszą koncerny medialne – dla nich to naturalna szansa ekspansji. Są na to przygotowane, choć kryzys boleśnie odchudził ich portfele. Widzowie wbrew pozorom wcale tak bardzo nie zmienili swoich przyzwyczajeń, cenią natomiast możliwość dalszego kontaktu z ulubionymi bohaterami za pośrednictwem przeglądarki. To jednak wciąż ten sam format: telewizja na sterydach, tylko bardziej atrakcyjna dla potencjalnych reklamodawców.

Jedną z omawianych zalet internetowych mediów było dostarczenie wiedzy produktowej, przekładające się podobno na wzrost sprzedaży. Jako świadomy konsument mogę tylko przytaknąć – często przed internetowymi zakupami szukam recenzji wideo, które uważam subiektywnie za najbardziej skuteczną metodę zdobywania informacji. Nie czuję jednak związku pomiędzy obejrzanym klipem z procesem sprzedaży. Wręcz przeciwnie, po podjęciu decyzji o zakupie, tak czy inaczej szukam najbardziej atrakcyjnego (głównie ekonomicznie) dostawcy. Hmmm, może więc dobrym pomysłem byłoby rozszerzenie platform wideohostingu o porównywarkę ofert? Z tej perspektywy będąc właścicielem sklepu nie inwestowałbym więc we własną redakcję, a lobbowałbym za otrzymaniem właściwych, bogatszych  treści handlowych od samych producentów towarów – to głównie ich interes, aby ich produkty zostały właściwie zaprezentowane.

Nie rozumiem też, czemu internetowe produkcje powinny mieć naklejkę niskobudżetowych. Jak pokazał Radosław Wikiera, ich produkcja nie różni się zasadniczo niczym od tworzenia materiałów telewizyjnych czy filmowych. Chcemy zobaczyć faktycznie nowatorskie wykorzystanie form wideo? Skutecznie angażujące widza, dające mu poczucie interaktywności? Jeśli tak, liczmy się z istotnymi kosztami.

Bez zaskoczenia przyjąłem więc na drugi dzień fakt, że w Empiku na wrocławskim rynku dział książek informatycznych sąsiaduje z ezoteryką. Ale im częściej tu bywam, tym bardziej –serio - rozkochuję się we Wrocławiu. Nawet jeśli przed chwilą centrum Katowic kusiło mnie dużym szyldem “Sex Shop Roberta Kubicy”…