Czy MTS to już legenda?
Pisząc i przyglądając się organizacji globalnych konferencji, takich jak MIX czy wspominane ostatnio PDC zauważyłem, jak duży nacisk kładziony jest na łebdwazerowe wynalazki. Oprócz klasycznej strony imprezy, która wydawałoby się, że spełnia oczekiwania uczestników, gros pracy idzie na aformalną komunikację angażującą blogi, flickrowe galerie, twittera, a nawet całe społeczności (facebook). Choć nikt nie ukrywa, że jest to narzędzie marketingowe zastanawiam się, czy to faktycznie zwiastun bardziej ogólnych zmian. Celem organizatorów jest kompleksowa budowa marki konferencji, zrobienie z niej produktu "kultowego", gromadzącego rzeszę fanów. Pytanie tylko, czy uczestnicy są w stanie poradzić sobie z takim natłokiem informacji? Wydaje się, że koszty obsługi tak totalnej tuby komunikacyjnej mogą nie korelować z końcowymi efektami. Tym niemniej mam szczerą nadzieję, że uda się wykonać podobny eksperyment podczas jednej z przyszłych edycji lokalnego MTS-a. Choć to i tak pójście na łatwiznę - w końcu świat geeków uwielbia nowinki. Prawdziwym wyzwaniem byłby test na bardziej standardowej grupie użytkowników, przy okazji np. Open'era, festiwalu w Sopocie czy Opolu...